czwartek, 28 sierpnia 2014

Rozdział 5

Powinna stanowczo odmówić,jednak głód przeważył.Pochyliła głowę i wzięła zębami mięso z palców nieznajomego,uważając,by nie dotknąć ustami jego ręki.
-Nazywam się Zayn.A ty?
Nie wiedzieć dlaczego,nie chciała mu powiedzieć,kim jest.
-Sabrina.-Miała nadzieję,że Zayn nie skojarzy tego imienia z Sabrą,księżniczką Bahanii.-Kiedy Cię słucham,trudno mi uwierzyć,że jesteś nomadą.
-A jednak nim jestem.-Podał jej kolejny kawałek mięsa.
-Musiałeś chodzić do szkoły w Anglii albo w Stanach Zjednoczonych.
-Dlaczego tak myślisz?
-Zdradza to sposób,w jaki się wysławiasz.Dobór słów,składnia...
Jeden kącik jego ust uniósł się do góry.
-Co taki ktoś może wiedzieć o składni?
-Bez względu na to,co o mnie myślisz,nie jestem idiotką.Studiowałam i znam się na różnych rzeczach.
-Na jakich rzeczach,mój pustynny ptaszku?
-Ja,och...-Co się z nią działo?Nagle poczuła zamęt w głowie.Zdało się jej,że Zayn przenika jej duszę,zawłaszcza...
Podał jej następny kęs.Tym razem jednak Sabrina nie była wystarczająco ostrożna i poczuła na wardze muśnięcie palca Zayna.Coś w niej drgnęło.Trucizna,pomyślała w panice.Musiał dodać trucizny do jedzenia.
Skoro i tak mam umrzeć,to przynajmniej z pełnym brzuchem,pomyślała w desperacji i zjadła wszystko do końca.Wtedy Zayn podał jej drugi kubek wody.Była pewna.że nomada wróci do siedzących wokół ognia towarzyszy,jednak nadal tkwił przy niej,wpatrując się badawczo w jej twarz.
Wiedziała,że wygląda okropnie.Rozczochrane włosy,pobrudzone policzki,żadnego makijażu...
O czym ja myślę?Zamierzam kokietować porywacza?!-obruszyła się w duchu.
-Kim jesteś?-zapytał cicho, patrząc jej w oczy.-Co robiłaś sama na pustyni?
Najedzona,nie czuła się tak przestraszona i bezbronna.W pierwszej chwili chciała skłamać,ale nigdy nie była w tym dobra.Mogła również odmówić odpowiedzi,ale niewzruszone spojrzenie Zayna miało w sobie coś zniewalającego.Uznała,że najprościej będzie powiedzieć prawdę.A przynajmniej jej część.
-Szukam zaginionego Miasta Złodziei.
Spodziewała się niedowierzania lub zaciekawienia,nie przewidziała jednak,że Zayn po prostu wybuchnie gromkim śmiechem.
-Proszę bardzo,śmiej się,na zdrowie-rzuciła ostro.-To miasto naprawdę istnieje.Wiem,gdzie się znajduje,i mam zamiar je odnaleźć.
-Miasto Złodziei jest tylko legendą.-Zayn spoważniał.-Poszukiwacze przygód szukają go bezskutecznie od stuleci.Myślisz,że akurat ty je znajdziesz,mimo,że tylu innych nie dało rady?
-Niektórzy tam dotarli.Mam mapy i dzienniki z zapiskami.
-A gdzie są te twoje mapy i dzienniki?-spytał ze słodką ironią.
-W torbie przytroczonej do siodła-fuknęła ze złością.
-Które zniknęło wraz z twoim koniem.
-Tak.
-Oto więc mamy zagadkę:czy coś,co nie istnieje,łatwiej znaleźć z mapą i zapiskami,czy też bez nich?
Sabrina zacisnęła pięści.
-Miasto Złodziei istnieje!
-Nie zamierzasz więc zrezygnować?
-Nie poddaję się tak łatwo.Przysięgam,że wrócę tu i je znajdę.
Zayn wstał i popatrzył na nią z wysoka.
-Podziwiam twoje zdecydowanie.Jednak twój plan ma jeden słaby punkt.
-To znaczy?
-Żebyś mogła gdziekolwiek wrócić,najpierw muszę cię uwolnić.                                                  ~~*~~
Leżeli obok siebie na piasku pod czarnym nieboskłonem.Sabrina wierciła się niemiłosiernie.Co z tego,że Zayn rozwiązał jej nogi,skoro ręce nadal miała skrępowane,a koniec sznura uwiązano do pasa wodza nomadów.Zayn bał się jednak,że ta impulsywna kobieta przy pierwszej okazji gotowa jest pognać na oślep w bezkresną pustynię.
Gdy wiązał sznur do pasa,zasyczała:
-To żałosne,co robisz.Jest środek nocy,wokół pustynia.Dokąd mogłabym pójść?Masz mnie natychmiast rozwiązać.
-Cóż za władczy ton-zadrwił.-Jeśli nie zamilkniesz,zaknebluję cię,a zapewniam po pewnym czasie robi się to bardzo nie przyjemne.
Usłyszał,jak gwałtownie wciągnęła powietrze,lecz nie powiedziała już ani słowa,tylko owinęła się szczelniej swoją grubą peleryną.Temperatura ciągle spadała.Zayn wiedział,że za jakiś czas Sabrina z radością przysunie się do niego,by ogrzać się jego ciepłem.Gdyby zostawił ją samą,przed świtem dygotałaby z zimna.Wątpił jednak,by mu za to podziękowała.Kobiety rzadko okazywały się rozsądne.Już prędzej uwierzyłby,że wygra w kasynie,niż w to,że nie będzie próbowała ucieczki.Dlatego musiała spać ze związanymi rękami.Wprost nie mógł uwierzyć,że wyruszyła samotnie w bezkresną pustkę.Brawura Wynikająca z pasji poszukiwawczych czy zwyczajna głupota?
Gdy dostrzegł samotną postać zagubioną wśród piasków,był wstrząśnięty.Wraz z towarzyszami,zgodnie z odwiecznym prawem pustyni,natychmiast ruszył na pomoc.Zdumiał się jeszcze bardziej,gdy okazało się,że jest to kobieta.Wprost oniemiał,kiedy ujrzał jej twarz.
Rozpoznał Sabrinę Johnson vel Sabrę,księżniczkę Bahanii,jedyną córkę króla Hassana.Uosabiała to wszystko,czego Zayn najbardziej się obawiał.Była uparta,samowolna,trudna i zepsuta,a jakby tego było mało,inteligencją przerastała ją nawet palma daktylowa.
Najprościej byłoby odwieźć ją do pałacu ojca,choć Zayn wiedział,że król nie zrobi nic,co mogłoby wpłynąć na poprawę jej charakteru.Mówiono,że Hassan nie zajmował się jedynaczką i godził się,by większą część roku spędzała w Kalifornii ze swoją matką.Bez wątpienia była tak samo rozwydrzona i zdemoralizowana jak eksmałżonka króla.
Patrząc na rozgwieżdżone niebo,zadumał się głęboko.Zayn należał do świata rządzonego przez odwieczną tradycję,zarazem jednak był dzieckiem nowego wieku.Uwięziony między skrajnościami,zawsze próbował znaleźć właściwą drogę i zachowywać się odpowiednio do sytuacji. Akceptował różne rzeczywistości,nigdy jednak nie tracił głębokiego poczucia tożsamości i wiedział,skąd się wywodzi.
Jednak z Sabriną było inaczej.Marnowała swoje życie w Beverly Hills,romansując i oddając się nie wiadomo jak zdrożnym przyjemnościom.Tak żyły niektóre młode kobiety z Zachodu i nikt o nich nie mówił,że niszczą swą przyszłość.Tamta cywilizacja pozwalała na taki styl życia,a piękne i wyzwolone kobiety były jej ozdobą i miały należne sobie miejsce.
Jednak Sabrina,choć naśladowała takie życie,nie należała do tamtego świata.Bo tylko udawała,że jest stamtąd.Na nic innego nie było jej stać,jako że miała serce i duszę rozpuszczonego dziecka,a nie dorosłej kobiety,która wie,gdzie przynależy i do czego zmierza.
Zarazem nie należała do ludu pustyni,z którego wywodził się jej ród.Nie rozumiała,a nawet w ogóle nie znała odwiecznych tradycji,które nie pozwalały zapomnieć,skąd się jest.Sabrina nie pasowała ani tu,ani tam,i do niczego się nie nadawała.Gdyby życie było sprawiedliwe,mógłby ją po prostu odwieźć do pałacu jej ojca i na tym wszystko by się zakończyło.
Niestety,życie nie było sprawiedliwe i właśnie tego jednego Zayn zrobić nie mógł.Była to cena,jaką musiał płacić za to,że był przywódcą.
Sabrina przewróciła się na plecy,naprężając linę,którą byli związani.Zayn leżał bez ruchu.Dziewczyna westchnęła rozgoryczona,ale milczała.Po jakimś czasie jej oddech uspokoił się i wyrównał.Zasnęła.
Jutro Zayn będzie musiał zdecydować,co z nią dalej robić.A może w głębi ducha już zdecydował?
Sabrina nie zareagowała w jakiś szczególny sposób na jego imię,najpewniej więc dotąd ukrywano je przed nią.Zayn uśmiechnął się.Nie zdradzi jej,co ono dla niej znaczy.W każdym razie jeszcze nie teraz.
                                                ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam.Wiem,że dawno nic nie dodawałam,ale są wakacje;)
Rozdział mi się podoba,ale jest taki jakby #ZabrinaMoment,albo #SaynMoment.
Do następnego:* + rozdział nie sprawdzony...
                                                  CZYTASZ=KOMENTUJESZ