piątek, 19 września 2014

Proszę przeczytajcie!

Chcę założyć nowego bloga,na którego mam już pomysł.Niestety nie mam zbyt wiele czasu i chciałabym poprosić którąś z was o pomoc w prowadzeniu Ridiculous -tak będzie nazywał się nowy blog.Zainteresowane osoby proszę o kontakt.
Adres bloga-http://ridiculous-fanfiction.blogspot.com/

niedziela, 14 września 2014

Rozdział 6

Sabrina zaczęła się budzić.Ze zdumieniem stwierdziła,że leży na czymś twardym,a wokół jest bardzo gorąco.Szczególnie z jednej strony coś grzało ją szczególnie mocno.Zupełnie jakby...
Gwałtownie otworzyła oczy i natychmiast zrozumiała,że nie znajduje się ani we własnym łóżku w pałacu ojca,ani w swoim pokoju w domu matki.Była na pustyni i leżała na ziemi,przywiązana liną do nieznajomego mężczyzny.
Zaraz jednak wszystko sobie przypomniała.Wyruszyła na wymarzoną wyprawę w poszukiwaniu Miasta Złodziei,wpadła w burzę piaskową,straciła konia i wielbłąda,a na koniec została ujęta i związana przez wodza nomadów,który nie wiadomo co miał zamiar z nią zrobić.
Spojrzała w prawo.Zayn wciąż spał,dzięki czemu mogła mu się dokładniej przyjrzeć.Wprost biła od niego siła.Prawdziwy człowiek pustyni.Jej los spoczywał w jego rękach.Niepokoiło ją to,doprowadzało do furii,ale nie wierzyła by jej życie było zagrożone.Nie bała się też o swą cnotę.Było to kompletnie bez sensu,ale przy Zaynie czuła się całkowicie bezpieczna.
Patrzyła na jego gęste rzęsy,na łagodny wyraz ust i silny zarys szczęki.Kim był ten pustynny wódz?
Dlaczego więził ją,zamiast odwieźć do najbliższego miasteczka?
Obudził się.Przez chwilę z wielkiej bliskości patrzyli sobie w oczy.Jedno,co zdołała wyczytać w jego wzroku to rozczarowanie.O co tu chodzi?-pomyślała zdezorientowana.
Zayn spostrzegł,że lina,która ich łączyła,teraz leży luzem na piasku.Wstał, rozwiązał ręce Sabrinie i oznajmił:
-Dostaniesz miseczkę wody do umycia.Jeśli spróbujesz uciekać,tamci ludzie się tobą zajmą.-Ruszył w kierunku swych towarzyszy.
-Jak widzę,rankami tryskasz humorem i miłością do świata-zawołała do jego pleców.
Nie zadał sobie trudu,by jej odpowiedzieć.
-Niech będzie i tak-mruknęła Sabrina.
Potem schowała się pod peleryną i niewielką ilością wody,jaką jej wydzielono,wykonała namiastkę toalety.Potem zbliżyła się do ogniska.Nawet nie spojrzała na jedzenie,bo zwykle robiła się głodna kilka godzin po przebudzeniu.Natomiast tęsknym wzrokiem zapatrzyła się na dzbanek z kawą.Ten zbawczy napój każdego ranka budził ją do życia.
Poszukała wzrokiem Zayna  i wskazała dzbanek.Gdy kiwnął głową,wyjęła kubek z torby przy siodle i nalała sobie parującego płynu.Kawa była gorąca i mocna jak szatan.Sabrina poczuła się jak w siódmym niebie.
Zayn podszedł do niej.
-Jak widzę,smakuje ci.Zwykle dla ludzi z Zachodu  i dla prawie wszystkich kobiet jest za mocna.
-Dla mnie nie ma za mocnej kawy.
-Myślałem,że pijesz kawę z mlekiem lub cappuccino.
-Do czegoś takiego nawet się nie zbliżam.
Ruchem ręki wskazał jej,by poszła za nim na skraj obozowiska.Gdy się zatrzymali,Zayn oparł dłonie na biodrach i popatrzył na Sabrinę,jakby była nędznym,wzbudzającym obrzydzenie robakiem.
To tyle,jeśli chodzi o miłą pogawędkę przy porannej kawie.
-Trzeba coś z tobą zrobić-stwierdził oschle.
-Naprawdę?A ja myślałam,że zamierzasz przez resztę życia włóczyć się ze mną po pustyni.Byłam pewna,że realizujesz się życiowo,wiążąc mnie i zmuszając do spania na twardej ziemi.
Zayn uniósł brwi.
-Widzę,że masz więcej energii i jesteś w lepszym humorze niż wczoraj.
-Po prostu wypoczęłam i napiłam się kawy.Wbrew temu,co mówią o mnie plotki,mam niewielkie wymagania.
Jego uśmiech znaczył:"Gadaj zdrowa".
-Jeśli chodzi o twoje przyszłe losy,to są trzy możliwości.Możemy cię zabić i zostawić twoje ciało na pustyni,możemy cię sprzedać jako niewolnicę,wreszcie możemy skontaktować się z twoją rodziną i zażądać okupu.
Prawie zakrztusiła się kawą.Nie mogła uwierzyć,że Zayn naprawdę tak myślał.Jednak determinacja,którą usłyszała w jego głosie,przekonała ją,że to nie są żarty.Zdawało jej się,że szanowny pan Zayn,choć niezbyt przyjemny w manierach,w sumie nie jest taki najgorszy,a tu proszę...
Gdyby jednak naprawdę chciał ją zabić,zrobiłby to już wczoraj.Przecież spanie z drugą osobą na sznurku jest tak samo niewygodne dla obu stron.Sabrina wyraźnie nabrała otuchy.
-Możemy odsłonić bramkę numer cztery?-rzuciła lekko,jakby przekomarzała się,a nie walczyła o swoją przyszłość.
-Nigdzie jej tu nie widzę-z miejsca skontrował oschle Zayn.
Niedobrze,pomyślała Sabrina.
-Proponuję,byśmy wykluczyli opcję z zabijaniem.-Gdy wódz nomadów nie zareagował,dodała:-Zaznaczam też,że kompletnie nie nadaję się na niewolnicę.Handlowa wartość równa zeru,bez dwóch zdań.
-Bez obaw.Dobre bicie wiele zmieni.
-A złe bicie?
-Co wybierasz?
-Dobre czy złe bicie?Dziękuję,ale nie chcę żadnego.
Wprost nie wierzyła,że stoją na środku bahańskiej pustyni i dyskutują,jakie cielesne plagi mają spaść na biedną niewolnicę.
-Czyżbyś nie zrozumiała,że nie chodzi o bicie?-Zayn spojrzał na nią jak na osobę ułomną na umyśle.-Pytam,którą z trzech możliwości wybierasz.
-Naprawdę mogę wybierać?Co za demokracja.
-Chcę być w porządku wobec ciebie.
-Doceniam twoje wysiłki.-Nie do końca udało jej się ukryć sarkazm.-Daj mi więc konia,trochę wody i jedzenia,i wskaż kierunek,w którym powinnam pojechać.
-Straciłaś już swojego konia i wielbłąda.Dlaczego miałbym ci powierzać swoją własność?
Zapadło milczenie.Do Sabriny z całą mocą dotarło,że naprawdę walczy o życie i wolność.Niby to wiedziała,ale zdawało się jej nierealne,nierzeczywiste.Lecz teraz...
-Nie wybieram śmieci.Nie chcę też zostać niewolnicą.
Wróci więc do pałacu i poślubi księcia trolli.Tylko to jej pozostało.
Ojciec,choć miał ją za nic,zapłaci okup,bo inaczej nie mógł postąpić.Nawet władca absolutny musi się liczyć z opinią poddanych.
Zadumała się smutno.Dla ojca była mniej warta niż jego ukochane koty czy wierzchowce,i tylko dlatego jej pomaże,by ta prawda nie wyszła na jaw.Zayn jednak o tym nie wiedział.Sabrina zrozumiała,że nie ma wyboru.Musi powiedzieć mu,kim jest,i liczyć na to,że wódz nomadów okaże się lojalnym poddanym swego króla.
Wtedy Sabrina wróci do pałacu i wreszcie będzie mogła poważnie zająć się zaręczynami z księciem trolli.
Wyprostowała się, dumnie uniosła głowę i rzekła z iście królewskim majestatem:
-Jestem Sabra,księżniczka Bahanii.Nie masz prawa mnie więzić ani decydować o moim losie.Żądam,byś mnie natychmiast odwiózł do pałacu,bo inaczej wyznam mojemu ojcu,jak mnie traktowałeś.Wtedy król Hassan zapoluje na ciebie i na twoich ludzi jak na psy,którymi zresztą jesteście.
-Nie wyglądasz na księżniczkę.A nawet jeśli nią jesteś,to co robisz sama na pustyni?
-Mówiłam ci już,szukam Miasta Złodziei.Chciałam je odnaleźć i zadziwić ojca skarbami,jakie tam znajdę.
Taka była prawda.Pragnęła odnaleźć legendarne miasto i dokładnie je zbadać.Miała też inny,doraźny cel.Gdyby odniosła sukces,ojciec zacząłby ją szanować,a wtedy być może udałoby się odkręcić tę historię z zaręczynami.
-Nawet jeżeli naprawdę jesteś księżniczką,w co wątpię,to dlaczego wyruszyłaś sama na pustynię?Przecież to zabronione.-Zmrużył oczy.-Chociaż z drugiej strony mówią,że księżniczka jest samowolna,uparta i ma trudny charakter.Może więc jednak nią jesteś.
Choć nie była płaczliwą mimozą,poczuła w oczach łzy.Oczywiście nie dała tego po sobie poznać,ale zrobiło się jej bardzo przykro.Oto znów ktoś zarzuca jej wszystko co najgorsze,nic przy tym nie wiedząc.To prawda,nie była osobą potulną,to prawda,sprawiała kłopoty.Jednak nie robiła tego ze złośliwości,lecz dlatego,by wywalczyć sobie jakieś miejsce w świecie.Co z tego,że była księżniczką,skoro rodzice jej nie chcieli i podrzucali sobie wzajemnie niczym kłopotliwe pisklę.Co z tego,że była bogata,skoro w dzieciństwie najczęściej towarzyszyła jej samotność....
Czy jednak Zayn jej uwierzy?A jeśli nawet,w ogóle się tym nie przejmie.Milczała więc.
On zaś spojrzał na nią z namysłem.
-Przemyślałem twoje słowa.Wierzę ci.
Sabrina odetchnęła z niewymowną ulgą.
-W takim razie ruszajmy do pałacu mojego ojca.
-Nie.Jeszcze nie miałem niewolnicy z królewskiego rodu,a musi być to bardzo zabawne.Dlatego cię zatrzymam na jakiś czas.
Czyżby śnił się jej koszmar?Niestety to była jawa...
-Nie...nie możesz tego zrobić!
-Owszem,mogę.-Ze śmiechem podszedł do ogniska.Sabrina szybko się otrząsnęła.Nie,nie bała się.Cała była jedną wielką furią.
-Zgnijesz za to w lochach!-krzyknęła.-Zetrę ci ten uśmieszek.Będziesz tego gorzko żałował!
Odwrócił się i spojrzał na nią.
-Wiem.Do końca moich dni.
                                                ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
                                      CZYTASZ=KOMENTUJESZ;*

sobota, 13 września 2014

Uwaga!

Zmieniam nazwę bloga z Love na Abduction. To chyba tyle i nowy rozdział pojawi się prawdopodobnie jutro.Pa pa;*