niedziela, 23 listopada 2014

Rozdział 8

Chciała udowodnić,że jest niezależną kobietą,a jednak po jakimś czasie zaczęła podrzemywać wsparta na Zaynie.Przełożył wodze do przodu,a Sabrina oparła ręce na jego ramionach.I było to dziwnie intymne doznanie.I całkiem nowe.Cóż,nigdy dotąd nie była porwana...

-Często porywasz niewinne kobiety?

Roześmiał się.

-Można o tobie powiedzieć wiele rzeczy,księżniczko,ale napewno nie,że jesteś niewinna.
Och,jak bardzo się mylił!Nie był to jednak ani czas,ani miejsce na takie rozmowy.
Nagle potknął się koń.Sabrina niechybnie spadłaby na ziemię,gdyby Zayn jej nie przytrzymał,mocno obejmując w pasie.
-Wszystko w porządku-powiedział uspokajająco-nie pozwolę,by ci się coś stało.
-Jasne.Nie chcesz,by twoja zdobycz została uszkodzona-burknęła ze złością.
-Masz rację,Pustynny Ptaszku-zaśmiał się miękko.-Nie pozwolę ci odlecieć,ale nie pozwolę też,by cokolwiek ci się stało.Do chwili,gdy zażądam należnej nagrody,włos ci nie spadnie z głowy.
Sabrinie nie spodobały się jego słowa.Zayn najwyraźniej wierzył we wszystko,co wypisywały o niej gazety,i myślał,że ją zna.Nie mogła dłużej zwlekać.Musiał wiedzieć,z kim naprawdę ma do czynienia.
-Mylisz się co do mnie.
-Rzadko się mylę.
-Co za skromność.Myślałam,że nigdy.
-Czasami tak-uśmiechnął się-ale nie jeśli chodzi o ciebie.Nie jesteś posłuszną córką,mieszkasz na Zachodzie i prowadzisz tam niewłaściwe życie.Nie jesteś kobietą Bahanii.Jesteś jak twoja matka,w czym nie ma zresztą nic dziwnego.
Sabrina powiedziała sobie,że to dzikus i że jego opinia nie ma znaczenia,a jednak poczuła piekące łzy.Nienawidziła ludzi,którzy oceniali ją na podstawie wielkonakładowych piśmideł,a spotykało ją to przez całe życie.Mało kto poświęcał choć trochę czasu,by dowiedzieć się jaka jest naprawdę.
-Jak widzę,pasjami czytujesz brukowce.
-Nie o nie chodzi,tylko o fakty.Większość życia spędziłaś w Los Angeles i siłą rzeczy nabrałaś tamtejszych zwyczajów.Gdybyś została tutaj,żyłabyś po naszemu,ale najwidoczniej nie było ci to pisane.
-Wynika z tego,że sama zdecydowałam o wyjeździe.Jak na czteroletnią dziewczynkę to całkiem niezły wyczyn-zadrwiła-do tego złamałam prawo Bahanii,które zabrania,by królewskie dzieci wychowywały się za granicą.A prawda była taka,że ojciec z radością się mnie pozbył.-gryząca gorycz zastąpiła drwinę-Gdy rozstał się z matką,z radością pozwolił,by zabrała mnie do Stanów.
-Mimo,że byłam jego jedyną córką,dodała w duchu.Ale tylko córką...Obojętność ojca bolała ją zawsze,od kiedy tylko sięgała pamięcią.Kiedyś nauczy się z tym żyć,ale to jeszcze nie nastąpiło.Podobnie jak nie potrafiła się odgrodzić od złych języków.Za każdym razem tak samo bolało,gdy ukazywał się jakiś podły artykuł na jej temat lub ktoś puszczał w obieg ubliżającą plotkę.Nienawidziła tego cierpienia,a w przypadku Zayna ,o dziwo,było ono jeszcze dotkliwsze niż zazwyczaj.-Możesz sobie mówić co chcesz.I tak prawdę znam tylko ja.
-Akurat z tym się zgadzam.
Długi czas jechali w milczeniu.Sabrina uspokoiła się,monotonne ruchy konia ukołysały ją.By nie zasnąć,spytała cicho:
-Naprawdę mieszkasz w Mieście Złodziei?
-Tak,Sabrino,naprawdę.
Z miejsca polubiła,jak wymawiał jej imię.Uśmiechnęła się.
-Przez całe życie?
-Na jakiś czas wyjechałem do szkoły,ale zawsze wracałem na pustynię.Tu jest moje miejsce.-w jego głosie brzmiała niezbita pewność.
-Ja nie mam swojego miejsca.Matka swym zachowaniem przez długie lata dawała mi jasno do zrozumienia,że jej przeszkadzam.Przecież nie po to wracała do Kalifornii,by tracić czas na niańczenie bachora,kiedy tyle wokół się dzieje... Więc nie niańczyła.Tak naprawdę zajmowała się mną jej pokojówka.Natomiast w Bahanii...-Sabrina westchnęła.-Cóż,ojciec za mną nie przepada.Uważa,że jestem taka jak matka,choć to nieprawda.-Usadowiła się wygodniej.-Mało kto docenia drobiazgi,które dają poczucie przynależności do jakiegoś miejsca.Gdybym miała takie miejsce,umiałabym je uszanować.
-Tak,przez 10 minut,a potem by ci się znudziło.Przyznaj,że jesteś rozpuszczona,mój ty pustynny ptaszku.
Sabrina gwałtownie się wyprostowała,już nie była senna.
-Jakim prawem mnie osądzasz?Przecież w ogóle mnie nie znasz.Przeczytałeś kilka brukowych gazet,nasłuchałeś się plotek,i już o mnie wszystko wiesz?-była naprawdę wściekła-Otóż nic o mnie nie wiesz.Ani jak żyję,ani kim jestem.
-A jednak wiem coś o tobie,co nie ulega żadnej wątpliwości.
-Tak?
-Będziesz się ze mną kłócić nawet o kolor nieba.
-Nie kłóciłabym się,gdybym je mogła zobaczyć.
-Nie licz,że zdejmę ci przepaskę.
-Ktoś powinien popracować nad twoim charakterem.
-Być może-zaśmiał się-Ale na pewno nie ty.Jako moja niewolnica będziesz miała inne obowiązki.
Sabrina zadrżała.To już przestało być śmieszne.Czy Zayn był na tyle szalony,by z królewskiej córki uczynić niewolnicę?Nałożnicę?!Przecież byli w Bahanii.Gdy król Hassan o tym się dowie,zemści się na Zaynie okrutnie.Nie kochał córki,ale to nie miało znaczenia.Taką hańbę może zmazać tylko krew.
-Żartujesz,prawda?To wszystko,to jakiś żart.Uznałeś,że należy mi się nauczka i postanowiłeś mi jej udzielić.
-O wszystkim się przekonasz w swoim czasie.Nie bądź jednak zaskoczona,kiedy okaże się,że nie pozwolę ci odejść.
Niewolnictwo na tej ziemi bardzo dawno zniesiono,ale ten dzikus pewnie o tym nie wie.I łatwo może ją ukryć na pustyni...
-A co miałabym robić jako twoja niewolnica?
Zayn pochylił się ku niej.
-To będzie niespodzianka-szepnął,a jego oddech połaskotał ją w ucho.
-Wątpię,żeby mi się spodobała-mruknęła oschle.


Obudziły ją jakieś dźwięki.W pierwszej chwili wpadła w panikę,myśląc,że straciła wzrok.Zaraz jednak przypomniała sobie,że jest związana  i ma zasłonięte oczy.
-Gdzie jesteśmy?-zewsząd dobiegały strzępy rozmów,pobekiwania kóz,rżenie koni,dźwięczenie dzwonków,jakie się wiąże bydłu na szyi.Poczuła woń zwierząt,zapach gotowanego mięsa i olejków.
-Jesteśmy na targu?-zadrżała-Masz zamiar mnie tu sprzedać?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarz-największa motywacja;*